środa, 8 sierpnia 2012

Organizacyjnie / Tokyo Toy Box #1

   Na sam początek powinnam - i właśnie to czynię - bardzo, bardzo przeprosić za totalne zaniedbanie bloga. Była to i wina mojego braku cierpliwości, i szkoły - konkurs w maju i praca do samego końca z racji wystawiania ocen 25 (tak, tak...) czerwca. No, ale ten etap za mną. Do rzeczy.
   Zespół Ume (Takahiro Ozawa & Asako Seo), który stworzył tę mangę, umieścił na wewnętrznej stronie okładki następującą refleksję: "Zawsze myśleliśmy, że dorosłość zmusi nas do pożegnania się z grami". Guzik prawda.


  W TTB nie ma właściwie jednego bohatera głównego, na pierwszy plan wyraźnie wysuwa się zarówno Taiyo Tenkawa, jak i Hoshino Tsukiyama. 'Rodzina' ze Studia G3 stanowi dla nich bogate, interesujące tło.
   Taiyo jest, moim zdaniem,  całkiem uroczym facetem. Wystarczy spojrzeć na galerię jego min,  parodniowy zarost i wydeptane kapcie. Czymże jednak są takie przyziemne szczegóły w porównaniu z tym, jakim wizjonerem jest ten bohater? A teraz już całkiem serio: warto przeczytać  TTB choćby dla takiej postaci. Nie mamy tu bowiem do czynienia z typowym bohaterem shonenów, obdarzonym nieprzeciętną urodą i / lub mocami nadprzyrodzonymi, który najpierw oberwie, ale i tak wygra z nie-wiadomo-jak-silnym przeciwnikiem. Taiyo ma na karku terminy i ograniczone fundusze, a potem także i ambicje Tsukiyamy, zespół nie zawsze odnosi się przychylnie do jego pomysłów, a ponadto on sam miewa nagłe napady szału twórczego, które zazwyczaj kończą się zupełną zmianą wcześniejszych koncepcji w najmniej odpowiednim momencie. Cóż, Tenkawa-san może i jest artystą, ale biznes to biznes, a Studio G3 musi się jakoś utrzymać. Jakby mało było problemów, pojawiają się także urazy z przeszłości... ale o tym już sami przeczytacie.
   Tsukiyama całkiem dzielnie walczy z Taiyo o tytuł najbardziej nietypowej postaci. Choć z pozoru wydaje się perfekcjonistką i kobietą sukcesu, ma kilka ciekawych przyzwyczajeń (więcej nie zdradzę). Nie bardzo trafiają do niej nagłe olśnienia, których doznaje szef studia G3, a na tworzenie gier patrzy od strony zapotrzebowań rynkowych. Nie znaczy to jednak, że jest nieludzka. Dobrze dogaduje się z pracownikami studia, ma swoje słabości, tyle tylko, że kompletnie nie zna się na grach.
   Ekipa Studia G3 to bogaty zbiór trochę pokręconych, ale w gruncie rzeczy dość sympatycznych ludzi. Często nocują w biurze, chodzą w nim w kapciach, starają się nie zabrudzić komputerów jedzeniem - zupełnie jak w domu.
   Polskie wydanie ma jedną, jedyną wadę: nie mieści się na moją półkę dostosowaną do standardowego wymiaru mang (np. Evangelion, Saiyuki, Bleach, itd.). Oprócz tego - cud miód. Nic się nie rozlatuje, obwoluta porządna, przystępnie wyjaśnione nawiązania do japońskiej kultury. Zaczynam odkładać pieniądze na drugi, i zarazem ostatni, tom; przyjemnie mieć na półce coś innego niż dotychczas, nieszablonowego.

PS Nowy wygląd bloga jest w porządku, czy macie jakieś propozycje przyjemniejsze dla Was?

3 komentarze:

  1. Ciekawie piszesz i wogle, będę tu często zaglądać.
    Jeżeli czujesz się otaku, to znaczy, że nim jesteś :D
    Zapraszam cię tez do mnie, na : make-somenoice.blogspot.com
    Może znajdziesz coś dla siebie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ładna recenzja mangi. Wszystko ładnie i dokładnie opisane :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Manga.. Interesujący blog, obserwuję. :D

    OdpowiedzUsuń